Literaturą była zafascynowana od zawsze. Rozmowy o książkach sprawiają jej niesamowitą przyjemność. Każdą wolną chwilę zawsze wykorzystywała by czytać. W roku 2011 wzięła udział w konkursie literackim organizowanym przez Wydawnictwo Nasza Księgarnia na współczesną powieść obyczajową. Konkurs ten wygrała i kilka miesięcy później do księgarń trafił jej debiut "Nie licząc kota". Książka podbiła serca czytelniczek.
Do tej pory opublikowała powieści:
- Nie licząc kota, czyli kolejna historia miłosna
- Nalewka zapomnienia, czyli bajka dla nieco starszych dziewczynek
- Meandry miłości
- Dom na skraju
- Inna bajka
- Szlachetne pobudki
- Uzasadnione wątpliwości
- Pójdę do jedynej
- Sprzeczne sygnały
- Spadek
- Muszę wiedzieć
- Weź głęboki wdech
- Magiczna podróż
- Skrawek pola
- Gościniec
- Zielone pastwiska
Akcję swoich powieści umieszcza na Dolnym Śląsku i na Roztoczu, bo związana z tymi miejscami, uważa je za wyjątkowo urokliwe.
Pisanie traktuje jak rzemiosło i uważa, że autor, który zdobył pewne doświadczenie ma obowiązek tym doświadczeniem się podzielić. Dlatego od 2012 prowadzi zajęcia dla adeptów pisania w różnym wieku. Autorka wierzy, że człowiek wykształcony powinien nie tylko czytać książki, ale również uprawiać rozmaite formy literackie – pisać poezję, eseje, opowiadania, spisywać wspomnienia. Uważa, że pisanie jest najlepszą forma autoterapii. Dlatego też stworzyła kilka autorskich scenariuszy zajęć pisarskich.
Od 2009 roku Kasia Bulicz-Kasprzak amatorsko uprawia bieganie. Trenuje kilka razy w tygodniu. Bierze też udział w masowych imprezach biegowych. Ukończyła dziewięć maratonów, dwadzieścia półmaratonów i ponad setkę innych biegów, w tym Bieg Katorżnika.
Pytania o pisanie, spotkania autorskie, warsztaty, a także opinie o książkach prosimy wysyłać na mail: pisarka.potencjalna@gmail.com. Zachęcamy do kontaktu przez media społecznościowe.
Bieganie

Ale wcale nie zaczęło się od biegania. Zaczęło się tak: mój synek na zajęciach plastycznych zrobił papierowy medal. Przez kilka dni o to wspaniałe trofeum zaciekle walczyły wszystkie misie. Medal nie wytrzymał presji. Syn przyszedł do mnie na skargę. "Porwał się" - wyjaśnił. "To nic, pocieszyłam, zrobisz nowy" "Też się rozwali, musisz mi skombinować prawdziwy." I popatrzył na mnie, tak prosząco, jak to potrafią tylko dzieci. Wiedziałam, że muszę mu zdobyć ten medal. I wtedy przypomniałam sobie, że czytałam niedawno o jakimś biegu, w którym wszystkim uczestnikom dają pamiątkowe medale.


Na początku nie było łatwo. Biegłam, biegłam i biegłam aż już nie mogłam, a kiedy patrzyłam na zegarek okazywało się, że wyszłam z domu pięć minut temu. Byłam zła i zniechęcona. Ale walczyłam. Bo bieganie to walka z własnym ciałem i umysłem. Za każdym razem, kiedy w niej zwyciężałam czułam się lepsza. Najtrudniej było nauczyć się nie zatrzymywać, kiedy mój mózg krzyczał "Już nie dasz rady!". Z czasem było coraz łatwiej. Jednak całkiem łatwo nie jest. Ciągle zdarzają się dni, kiedy po prostu nie chce mi się wyjść biegać. Z doświadczenia wiem, że jeśli nie wyjdę, potem poczuję żal, dużo mniej przyjemny niż zmęczenie, towarzyszące treningowi.


Co najbardziej kocham w bieganiu? Kupowanie butów.
Czego nie cierpię? Potu!